Alexander Puschkin
Der Wojewode

Kehrt, entronnen nahem Tode,
Aus der Schlacht der Wojewode.
Herrscht im Hause Nachts umher
Tiefe Stille; und er schleicht sich
In die Kammer... ha! was zeigt sich
Seinem Blick: das Bett ist leer.

Finstrer als das nächt'ge Grauen
Seine grimmen Augen schauen.
Und er zwickt den greisen Bart,
Streift den Aermelsaum nach oben,
Schließt die Thür, fängt an zu toben
Laut, in ungethümer Art:

»Warum sind hier keine Hunde,
Keine Diener in der Runde?
Schurke, bring' mir mein Gewehr!
Einen Strick und Sack bereite,
Nimm auch ein Gewehr, begleite
Mich zum Garten, schnell komm her!«

Und entlang die Mauer schleichen
Herr und Diener, bald erreichen
Sie den Garten, halten an:
Durch's Gebüsch klar unterscheidet
Man die Panin, weißgekleidet;
Ihr zu Füßen kniet ein Mann.

Spricht er: »Alles ist zerronnen
Was ich liebend einst gewonnen,
Du mein höchstes in der Welt!
Deiner Händchen weiches Drücken,
Deiner Liebesglut Entzücken
Kauft des Wojewoden Geld.

O wie lang um Dich gelitten,
Dich gesucht, um Dich gestritten
Hab' ich — doch Du täuschtest mich!
Er hat nicht um Dich gestritten,
Nicht gesucht und nicht gelitten:
Seinem Geld ergabst Du Dich!

Sieh, ich kam im nächt'gen Grauen,
Noch einmal die Glut zu schauen
Deines Aug's, Gott anzuflehn
Dich zu segnen, zu beglücken —
Nochmals Deine Hand zu drücken,
Und auf immer dann zu gehn!«

Schwimmt ihr Aug' in Thränengüssen,
Er bedeckt mit heißen Küssen
Ihre Knie'. Die andern Zwei
Spähen durch's Gebüsch von hinten,
Sie bereiten ihre Flinten,
Pressen in den Lauf das Blei.

Leise vorwärts gehn die Beiden:
»Ich kann nichts recht unterscheiden!«
Ruft der Diener, und bleibt nach —
»Ob's von Kälte, ob's vom Wind ist,
Daß mein Auge ganz wie blind ist,
Und mein Arm ganz steif und schwach?«

— Schweig, Du Heidensohn! ich will Dich ...
Heule später... jetzt halt still Dich!
Schütte frisches Pulver zu,
Ziel' auf sie... hoch . .. mehr zur Rechten
Mit ihm will ich selber rechten;
Erst schieß' ich; dann schießest Du.

Wiederhallt ein Schuß im Garten.
Wollte nicht der Diener warten
Auf den Herrn; der Wojewod'
Schreit, stürzt hin... Wohl aus Versehen
War des Dieners Schuß geschehen:
Traf die Stirn — der Herr war todt.

Übersetzt von Friedrich Martin von Bodenstedt

Александр Пушкин
Воевода

Поздно ночью из похода
Воротился воевода.
Он слуга́м велит молчать;
В спальню кинулся к постеле;
Дёрнул полог… В самом деле!
Никого; пуста кровать.

И, мрачнее чёрной ночи,
Он потупил грозны очи,
Стал крутить свой сивый ус…
Рукава назад закинул,
Вышел вон, замок задвинул;
«Гей, ты, — кликнул, — чёртов кус!

А зачем нет у забора
Ни собаки, ни затвора?
Я вас, хамы!.. Дай ружьё;
Приготовь мешок, верёвку,
Да сними с гвоздя винтовку.
Ну, за мною!.. Я ж её!»

Пан и хлопец под забором
Тихим кра́дутся дозором,
Входят в сад — и сквозь ветвей,
На скамейке у фонтана,
В белом платье, видят, панна
И мужчина перед ней.

Говорит он: «Всё пропало,
Чем лишь только я, бывало,
Наслаждался, что любил:
Белой гру́ди воздыханье,
Нежной ручки пожиманье,
Воевода всё купил.

Сколько лет тобой страдал я,
Сколько лет тебя искал я!
От меня ты отперлась.
Не искал он, не страдал он;
Серебром лишь побряца́л он,
И ему ты отдалась.

Я скакал во мраке ночи
Милой панны видеть очи,
Руку нежную пожать;
Пожелать для новоселья
Много лет ей и веселья,
И потом навек бежать».

Панна плачет и тоскует,
Он колени ей целует,
А сквозь ветви те глядят,
Ружья наземь опустили,
По патрону откусили,
Вбили шомполом заряд.

Подступили осторожно.
«Пан мой, целить мне не можно, —
Бедный хлопец прошептал, —
Ветер, что ли, плачут очи,
Дрожь берёт; в руках нет мочи,
Порох в полку не попал».

«Тише ты, гайдучье племя!
Будешь плакать, дай мне время!
Сыпь на полку… Наводи…
Цель ей в лоб. Левее… выше.
С паном справлюсь сам. Потише;
Прежде я: ты погоди».

Выстрел по́ саду раздался.
Хлопец пана не дождался;
Воевода закричал,
Воевода пошатнулся…
Хлопец, видно, промахнулся:
Прямо в лоб ему попал.

____

Czaty

(Ballada ukraińska)

Z ogrodowej altany, wojewoda zdyszany,
Bieży w zamek z wściekłością i trwogą.
Odchyliwszy zasłony, spojrzał w łoże swej żony,
Pojrzał, zadrżał: nie znalazł nikogo.

 Wzrok opuścił ku ziemi, i rękami drżącemi
Siwe wąsy pokręca i duma.
Wzrok od łoża odwrócił, w tył wyloty zarzucił,
I zawołał kozaka Nauma.

 »Hej kozaku, ty chamie, czemu w sadzie przy bramie,
Nie ma nocą ni psa, ni pachołka?...
Weź mi torbę borsuczą, i janczarkę hajduczą,
I mą strzelbę gwintówkę zdejm z kołka«.

 Wzięli bronie, wypadli, do ogrodu się wkradli,
Kędy szpaler altanę obrasta.
Na darniowem siedzeniu coś bieleje się w cieniu:
To siedziała w bieliźnie niewiasta.

 Jedną ręką swe oczy kryła w puklach warkoczy,
I pierś kryła pod rąbek bielizny;
Drugą ręką od łona odpychała ramiona
Klęczącego u kolan mężczyzny.

 Ten ściskając kolana, mówił do niej: »Kochana!
Więc już wszystko, jam wszystko utracił!
Nawet twoje westchnienia, nawet ręki ściśnienia,
Wojewoda już z góry zapłacił.

 »Ja, choć z takim zapałem tyle lat cię kochałem,
Będę kochał i jęczał daleki;
On nie kochał, nie jęczał, tylko trzosem zabrzęczał,
Tyś mu wszystko przedała na wieki.

 »Co wieczora on będzie, tonąc w puchy łabędzie,
Stary łeb na twem łonie kołysał,
I z twych ustek różanych i z twych liców rumianych,
Mnie wzbronione słodycze wysysał.

 Ja na wiernym koniku przy księżyca promyku,
Biegę tutaj przez chłody i słoty,
Bym cię witał westchnieniem i pożegnał życzeniem
Dobrej nocy i długiej pieszczoty...«

 Ona jeszcze nie słucha; on jej szepce do ucha
Nowe skargi, czy nowe zaklęcia:
Aż wzruszona, zemdlona, opuściła ramiona,
I schyliła się w jego objęcia.

 Wojewoda z kozakiem przyklęknęli za krzakiem,
I dobyli z za pasa naboje;
I odcięli zębami, i przybili stęflami
Prochu garść i grankulek we dwoje.

 »Panie! — kozak powiada — jakiś bies mię napada,
Ja nie mogę zastrzelić tej dziewki;
Gdym półkurcze odwodził, zimny dreszcz mię przechodził,
I stoczyła się łza do panewki«.

 »Ciszej, plemię hajducze, ja cię płakać nauczę!
Masz tu z prochem leszczyńskim sakiewkę;
Podsyp zapał, a żywo zczyść paznogciem krzesiwo,
Potem palnij w twój łeb, lub w tę dziewkę.

 »Wyżej... w prawo... pomału... czekaj mego wystrzału:
Pierwej musi w łeb dostać pan młody...«
Kozak odwiódł, wycelił, nie czekając wystrzelił,
I ugodził w sam łeb — wojewody.

Adam Mickiewicz

Стихотворение Александра Пушкина «Воевода» на немецком.
(Alexander Pushkin in german).